Polubienia kontra prawdziwe emocje
Scenka z życia: przeglądacie Instagram i widzicie kolejne zdjęcie idealnej pary na wakacjach. Ona w sukience prosto z sesji dla Vogue, on muskularny jak model. Podpis: 10 lat razem i wciąż jak w pierwszym miesiącu. Tylko czy te starannie wyselekcjonowane kadry pokazują prawdziwe życie? Z moich obserwacji wynika, że często za tymi obrazkami kryją się te same kłótnie o niezmyte naczynia czy spóźnienia, co u każdego. Tyle że o tym nie postują.
Znam przypadek znajomych, którzy rozstali się tydzień po serii idealnych zdjęć z rocznicy. Wszyscy komentowali: Jacy jesteście cudowni!, a oni już nawet do siebie nie mówili. To pokazuje, jak bardzo media społecznościowe zniekształcają rzeczywistość.
Przyjaźń w erze lajków
Pamiętacie te długie rozmowy na trzepaku? Albo wygłupy w parku, kiedy liczyło się tylko to, co dzieje się tu i teraz? Dzisiaj często spotkania wyglądają tak: siedzi kilka osób, każda w telefonie, czasem nawet komentują sobie nawzajem zdjęcia… na fejsie. Ironiczne, prawda?
Moja przyjaciółka Kasia ostatnio powiedziała coś, co dało mi do myślenia: Mam 1500 znajomych na Facebooku, ale jak miałam kryzys w nocy, to do nikogo nie mogłam zadzwonić. Szokujące, ale niestety coraz bardziej powszechne.
Tinder i efekt następnego
Aplikacje randkowe to jak niekończąca się uczta. Przesuwasz w prawo, masz match. Rozmowa nie idzie? Żaden problem – za chwilę będzie kolejna osoba. Efekt? Traktujemy ludzi jak przedmioty w sklepie – Jak mi się znudzi, wezmę następny model.
Przyznałam się kiedyś, że przez rok używałam Tindera i… miałam wrażenie, że z każdym kolejnym matchiem jestem bardziej samotna. Bo brakuje w tym wszystkim autentyczności. Najgorsze? Że ten nawyk szukania lepszego przenosi się potem do realnych związków.
Dopamina i nasze uzależnione mózgi
Ding! Ktoś dał lajka twojemu zdjęciu. I już mózg dostaje zastrzyk dopaminy – hormonu przyjemności. Problem w tym, że zaczynamy potrzebować tych mikro-dawk coraz częściej. I nagle okazuje się, że podczas romantycznej kolacji częściej patrzysz na telefon niż w oczy partnera.
Zrobiłam kiedyś eksperyment – wyłączyłam powiadomienia na weekend. Pierwsze godziny były trudne (ręka sama sięgała po telefon!), ale potem… poczułam ulgę. I co ważne – bardziej skupiłam się na ludziach wokół mnie.
Jak nie dać się zwariować?
Nie mówię, żeby usuwać wszystkie konta (sama bym nie dała rady). Chodzi o zdrowy rozsądek. Oto co działa u mnie:
- Wieczory bez telefonu – od 20 do śniadania leży w szufladzie
- Jedna aplikacja randkowa na raz – jak zacznę z kimś rozmawiać, nie szukam dalej
- Zamiast kolejnego lajka – prawdziwa wiadomość do przyjaciela
- Cotygodniowe spotkania analogowe – kawa, zero telefonów na stole
Technologia może łączyć
Nie demonizujmy social mediów całkowicie. Dzięki nim mogę regularnie widywać się na Zoomie z babcią z Kanady. Albo organizować zbiórki dla potrzebujących. Klucz to znaleźć złoty środek.
Moja rada? Następnym razem, gdy zobaczysz idealne zdjęcie pary, przypomnij sobie, że to tylko kadr z całego filmu. I może zamiast dać lajka, napisz do tej osoby prawdziwą wiadomość. Albo lepiej – zadzwoń i umów się na kawę. Bo żaden emoji nie zastąpi prawdziwego uśmiechu.
PS. Spróbuj dziś wieczorem odłożyć telefon na godzinę i porozmawiać z kimś patrząc mu w oczy. Efekt może cię zaskoczyć!